O etyce słowa w reklamie
Posuwają się do wywołania lęku, budują poczucie niedoskonałości, wzbudzają odczucie braku czy współczucie. Wszystko po to, by realizować cele sprzedażowe. Zapominając jednak, jak ogromną ma moc przekaz marketingowy i jaką władzę marketerzy dzierżą w rękach, dysponując ogromnymi budżetami, które wpływają na opinię społeczną. Pytanie – czy użycie zwrotu „zostań lepszą wersją siebie” w reklamie kliniki medycyny estetycznej zmotywuje konsumentki? A może niektóre wpędzi w kompleksy i frustrację dając im do zrozumienia, że teraz są tą „gorszą wersją siebie”? Czy mówienie o traumie, której nie przeżyjesz, jeśli nie skorzystasz z usług fryzjera, jest niewinnym hasłem marketingowym, czy trywializuje poważne zaburzenie psychiczne, z którym zmaga się spora grupa ludzi? Czy „nagie Góralki” zasługują na podziw dla kreatywnego, który wymyślił taką nazwę produktu, czy może narusza dobre zwyczaje i obraża mieszkanki Zakopanego i okolic? Granica jest niezwykle subtelna, a pokusa, by ją przekroczyć – duża. Przecież można za każdym razem powiedzieć „daj spokój, o co ci chodzi? Czepiasz się. Wyluzuj!”. Często tak słyszę od nastolatka, któremu zwracam uwagę, bo taki mój rodzicielski obowiązek. I tak jak nie mam problemu z „wrzuceniem na luz”, tak jakoś tak czuję, że jako ten, który ma władzę kreowania postaw, winien jestem tej władzy używać mądrze. Czy jedyną drogą dla Wrocławskiej Koalicji Ochrony Klimatu, by promować swoją inicjatywę, która ma uchronić przed wycinką lasów czy wysuszeniem terenów wokół rzeki Olszówka Krzycka – jest używanie w reklamie zwrotów typu: „kochaj, nie rżnij” (protest przeciwko wycince lasu Sołtysowskiego), „chcemy mieć mokro” (ratowanie terenów przed wysuszeniem), „chcemy bzykać w spokoju” (o zagrożeniu populacji pszczół w Dolinie Widawy)? Kontrowersyjne, zwraca uwagę. A właśnie o to w reklamie chodzi. Pytanie czy za wszelką cenę? Czy oprócz zażenowania nie dzieje się nic więcej? A może się jednak dzieje. Może taki przykład „z góry” do używania takiego języka w przestrzeni publicznej daje mandat do pauperyzacji języka w ogóle. Sporo tych pytań. Wiele wątpliwości. Pewnie by ich nie było, gdyby marketerzy na poważnie traktowali swoja misję. Nie jedynie jako odpowiedzialni za przyciągnięcie uwagi konsumentów, by realizować cele sprzedażowe. Ale także jako osoby odpowiedzialne za poziom kulturowy społeczeństwa, do którego kierują przekazy reklamowe. Ludzie, którzy jako liderzy marketingu, niosą ten kaganek etyki z odpowiedzialnością za wszystko co mówią i robią. Wasz głos nie pozostaje bez echa! Jeśli przestaniemy zwracać uwagi na te drobne wybryki, jeśli wciąż będziemy powtarzać „przestań się czepiać, wrzuć na luz” to stanie się to normą. A mnie osobiście taka norma nie odpowiada. Bo ona ciągnie nas w dół, nie tworzy wartości, tylko je degraduje. Odpowiedzialność to słowo, które marketerzy powinni mieć z tyłu głowy przystępując do tworzenia reklamy.
Odpowiedzialność za produkt, za markę… i przede wszystkim za to, co urodzi się w głowach ich konsumentów.
Odpowiedzialność to słowo, które Komisja Etyki Reklamy powtarza od lat, a my, arbitrzy, za nią. Wszyscy powinniśmy wziąć odpowiedzialność na siebie i robić ETYCZNE reklamy. Wymagajmy więcej od siebie, od menedżerów, agencji, mediów. Nie patrzmy na reklamę pod kątem wyłącznie legalności przekazu, strategicznej skuteczności, liczby osiągniętych impresji czy wzrostu znajomości spontanicznej. Spójrzmy na nią szerzej i pomyślmy, w jaki sposób może ona wpłynąć na kulturę, na język i na całe społeczeństwo. Bądźmy ODPOWIEDZIALNI i ETYCZNI. Bo jak nie my, to kto? Autorzy